Krajobraz po bitwie …

Poniedziałek 4 listopada był dla Polskiego Związku Jeździeckiego kolejnym w ostatnich latach dniem istotnym. Po raz drugi w trakcie obecnej kadencji zarząd Związku zwołał bowiem Nadzwyczajny Zjazd Delegatów, którego jednym z głównych celów było odwołanie prezesa i powołanie w to miejsce nowego.

No może bliższe prawdy byłoby, gdybym napisał, że innego. Bo tak naprawdę, podobnie jak było to w maju 2023 roku, intencją członków zarządu było obsadzenie tego stanowiska osobą z własnego grona. Tym razem w prezesowskim fotelu miała się rozgościć p.o. dyrektora wykonawczego – Patrycja Kaczorowska.

Jednak zamiar ten się nie udał. Ponieważ postanowiłem podzielić się z Wami moimi wrażeniami ze śledzenia wydarzeń w internetowej relacji z tego NZD, przejdźmy do jego przebiegu.

Zaczęło się nieco chaotycznie, prezes Kamiński wyraźnie spięty przeprowadził zjazd przez pierwsze punkty porządku obrad. W pierwszym głosowaniu zebrani wybrali na przewodniczącego obrad Mateusza Cichonia. Kontrkandydatem był Tomasz Mossakowski, który został w kolejnym głosowaniu wybrany na wiceprzewodniczącego.

Muszę przyznać, że w tym momencie zaczęła się dla PZJ całkiem nowa jakość.

Od nie wiedzieć jak dawna, zebrani na zjeździe delegaci dowiedzieli się od prowadzącego obrady, że to właśnie oni są najwyższym w stowarzyszeniu organem władzy. Że mogą uchwalić każdą uchwałę, a jeśli będą do niej zastrzeżenia kompetencyjne, to osoby niezadowolone z podjętej przez delegatów uchwały mogą ją zaskarżyć.

Panie Mateuszu, za sposób prowadzenia zjazdu i te słowa – chapeau bas.

Niestety, ale przewodniczący obrad nadzwyczajnego zjazdu nie ustrzegł się kilku błędów.

Pan Michał Pilkiewicz, podchodząc do mównicy w celu zrelacjonowania delegatom raportu z kontroli komisji rewizyjnej, uprzejmy był rzucić przewodniczącemu obrad uwagę, że nie zamierza uczestniczyć w żadnych „przepytywankach”.

Nie wiedzieć czemu, Mateusz Cichoń zostawił to aroganckie, urągające nie tylko podstawowej kulturze, ale również niezgodne z jakąkolwiek logiką zachowanie, zupełnie bez reakcji. To jest niestety spory błąd prowadzącego.

Członek komisji rewizyjnej, ba nawet zastępca przewodniczącego tego ciała oznajmia, że nie zamierza odpowiadać na ewentualne pytania delegatów!

Panie Pilkiewicz, jeśli członek komisji rewizyjnej nie chce odpowiadać na pytania delegatów, czyli nie chce odpowiadać najwyższej władzy PZJ, to jedyną możliwością w takiej sytuacji jest wykreślenie takiej osoby ze składu komisji rewizyjnej!

Tak swoją drogą, ciekawy jestem, dlaczego tematu tego nie przedstawił zjazdowi szef komisji rewizyjnej, Henryk Święcicki? Czy pochwala on takie butne i mówiąc najdelikatniej jak można, mało eleganckie zachowanie?

No cóż, jak widać brak reakcji przewodniczącego obrad i samych delegatów, to pożywka i zachęta do takich postaw.

Podczas dyskusji na temat skrócenia kadencji władz Związku i dostosowania jej do cyklu olimpijskiego przewodniczący obrad zarządził głosowanie. Nie wiedzieć czemu, postawione przez niego pytanie brzmiało:

Czy jesteś za tym, żeby skrócić kolejną kadencję?

Delegaci w głosowaniu poparli taką opcję. Dlaczego więc twierdzę, że był to błąd? Otóż uważam, że gdyby postawiono pytanie:

Czy jesteś za tym, żeby skrócić obecną kadencję?

Wynik głosowania byłby taki sam. Czyli delegaci poparliby taką opcję. Swoje twierdzenie opieram na tym, że atmosfera bezpośrednio przed głosowaniem była taka, że co najmniej połowa delegatów nie do końca wiedziała, za czym głosuje. A biorąc pod uwagę, że ludzie chętniej głosują na „TAK”, to ten drobny z pozoru błąd lub świadoma manipulacja, doprowadziły do dosyć kuriozalnego wyniku, w którym NZD obecnej kadencji „ukarał” za błędy obecnie popełnione, organy władzy w kolejnej kadencji. W efekcie zastosowania tej socjotechniki kolejny zarząd nie będzie miał wpływu na to, jak rozpocznie się „droga do Los Angeles”. Czy w tej sytuacji przyszły zarząd będzie mógł wziąć odpowiedzialność za olimpijski wynik?

Są to jednak rozterki osób, które poważnie myślą o przyszłości Związku.

Ci, których zmartwieniem jest trwanie do końca w obecnym układzie, układzie dającym im wymierne korzyści finansowe, mają gdzieś przyszłość PZJ. Dla nich liczy się jedynie tylko „tu i teraz” i to, co „tu i teraz” można ze Związku wyciągnąć dla siebie. Pensje, samochody służbowe użytkowane bez żadnej kontroli, karty związkowe, którymi płacić można za prywatne wydatki, traktując środki z kasy PZJ jak nieoprocentowane szybkie pożyczki, związkowe telefony czy komputery, to jest ich obecna codzienność. Codzienność, z którą nie mają zamiaru się rozstawać tak długo, jak tylko się da.

Wróćmy jednak do wydarzeń podczas listopadowego NZD. Przed głosowaniem, które miało zdecydować o tym, kto zostanie nowym prezesem zarządu PZJ, prowadzący obrady Mateusz Cichoń, po konsultacji z pracownikiem firmy obsługującej system elektronicznego głosowania, poinformował, że w przypadku oddania przez delegata głosu 2 razy na „tak”, pierwszy głos będzie ważny i zaliczony pierwszemu kandydatowi a drugi głos będzie nieważny.

Z pozoru brzmi to logicznie. Z pozoru. Bo taki sposób liczenia głosów premiuje pierwszego kandydata z listy. Gdyby przeprowadzić równoległe głosowanie za pomocą karty do głosowania, na której znalazłyby się nazwiska obydwu kandydatów, to w obydwu głosowaniach otrzymalibyśmy dwa różne wyniki. W tradycyjnej metodzie oddanie przez delegata głosu na 2 x Tak (lub 2 x Nie) oznaczałoby głos nieważny, niezaliczany żadnemu z kandydatów.

Czy w poniedziałek 4 listopada doszło do przekłamania wyniku wyborczego w głosowaniu na prezesa PZJ? Wydaje się, że nie. Być może system elektronicznego głosowania działa inaczej niż informował prowadzący obrady. Być może nie było przypadków, kiedy jakiś delegat zagłosował na „tak” na obydwu kandydatów.

A nawet jeśli takie przypadki się zdarzyły, to Patrycja Kaczorowska uzyskała w głosowaniu 28 głosów przy 54 swojego przeciwnika, więc po ewentualnej korekcie różnica byłaby jeszcze większa.

Problemem pozostaje wszakże fakt, że przewodniczący obradom NZD, praktykujący prawnik, nie zauważył tej pułapki.

Zostawmy jednak te, wierzę w to gorąco, że niezamierzone, błędy „techniczne” popełnione w trakcie prowadzenia NZD przez Mateusza Cichonia. Spokój, w jaki to robił i słowa przypominające wszystkim obecnym o nadrzędnej roli WZD w naszym Związku były nową jakością i promykiem nadziei w dotychczasowych mrokach prowadzenia zjazdów.

Nowa jakość prowadzenia obrad niestety nie oznacza, że ze zjazdu delegatów zniknęła wszechobecna w formie sprawowania związkowej władzy manipulacja.

Dlaczego tak napisałem? Otóż jedną wielką manipulacją był przygotowany przez komisję rewizyjną dokument Komentarz i uwagi do wykonania budżetu PZJ za IX miesięcy 2024.

W opisach umów zawieranych przez Związek z firmami zewnętrznymi, które budzą negatywne konotacje, pojawia się nazwisko Marcina Kamińskiego i Oskara Szrajera. Wszędzie tam, gdzie umowy podpisywane były również przez któregoś z członków obecnego zarządu, napisano, że podpisane zostały zgodnie z reprezentacją. Podawanie w tym dokumencie zbyt ogólnych kwot dotyczących takich spraw jak koszty startu w IO czy koszty lutowej Gali to kolejne przykłady potwierdzające moją tezę. Całość tego dokumentu to niestety prymitywna socjotechnika, która sprawdziła się jednak podczas NZD w maju ubiegłego roku.

Kolejna manipulacja podczas NZD to wystąpienie Marcina Konarskiego, które zakończyło dopiero rozpoczynające się odpytywanie przez delegatów rezygnującego przed odwołaniem prezesa Marcina Kamińskiego. Szkoda, że prowadzący dał na się złapać na ten „haczyk”.

Wielu delegatów z pewnością ciekawych było, co dokładnie złożyło się na 365 329 zł wydanych na udział naszej ekipy w IO Paryż 2024. Ile konkretnie kosztowało wynajęcie w Paryżu willi i kto w niej był zakwaterowany. Chcieliby wiedzieć, ile kosztowała kolacja na barce i jaki był sens organizacji tego rejsu po Sekwanie, oprócz chęci spędzenia uroczego wieczoru w pięknych okolicznościach przyrody. Bo powodów do fetowania wyniku po starcie ekipy w WKKW raczej nie było.

W świetle materiałów komisji rewizyjnej pytań tych było z pewnością bardzo dużo. Z pewnością środowisko chciałoby się dowiedzieć od Marcina Kamińskiego choćby tego, na jaki genialny pomysł wpadł rozwiązując umowę z firmą WTW i dlaczego Związek na tym pomyśle stracił sporą kwotę.

Tymczasem wniosek o zamknięcie tej dyskusji z hasłem „nie patrzmy do tyłu, patrzmy do przodu, w przyszłość” nie tylko pozbawił nas wszystkich odpowiedzi na te kwestie, ale pokazał, że w PZJ sprawujący władzę nie muszą ponosić żadnej odpowiedzialności za swoje decyzje.

O jakiej przyszłości dla Związku możemy mówić, jeśli nie rozliczymy uczciwie przeszłości?

Wydaje mi się, że bez tego skazani będziemy na ciągłe kryzysy, na konieczność odbywania co najmniej raz na kadencję NZD.

Chyba czas najwyższy na uczciwe rozliczanie każdej osoby pełniącej ważne funkcje w naszym Związku. Tym bardziej, kiedy z pełnieniem tych funkcji wiążą się niemałe wcale apanaże.

Czy komisja rewizyjna PZJ do końca swojej kadencji znajdzie odpowiedzi na powyższe pytania?

Są one niezbędne, bo mówiąc o pieniądzach występujących w tle tych tematów, tak naprawdę mówimy o pieniądzach całego Związku, czyli pieniądzach publicznych.

W mojej ocenie tak się jednak nie stanie. Sądzę tak na podstawie dotychczasowej pracy tego organu związkowych władz.

Brak odpowiedzi jednak nie spowoduje, że same pytania znikną w otchłani upływającego czasu. One pozostaną i odpowiedzi na nie będą oczekiwane od kolejnych władz PZJ.

Słów kilka poświecę teraz wystąpieniom Huberta Kierznowskiego, Marcina Kamińskiego i Patrycji Kaczorowskiej.

Pan Hubert, zanim złożył swoją rezygnację, pokusił się o podsumowanie czasu, jaki spędził pracując w zarządzie PZJ. Słowo profesjonalizm padało dosyć gęsto. Szkoda, że praktyka działania tego zarządu nie pokazała jego wdrożenia w życie. Poza tym, przejmując Związek w Boszkowie, twierdziliście, że wiecie, jak rządzić lepiej. Wasze czyny tego niestety nie potwierdziły.

Tak na marginesie, to chyba w żadnym modelu sprawowania władzy w Związku nie może być przypadków, kiedy prezes płaci za swoją operację kartą związkową, czy kupuje sobie w ten sposób zegarek. Pomyłka? Ok, ludzka rzecz. Ale jej konsekwencją jest natychmiastowe złożenie swojej rezygnacji lub natychmiastowe odwołanie.

Tęsknota Huberta Kierznowskiego do sposobu zarządzania Związkiem tak jak przedsiębiorstwem to jakaś horrendalna pomyłka. PZJ nie jest i mam nadzieję, nigdy nie będzie przedsiębiorstwem.

Jesteśmy stowarzyszeniem i po 3 latach spędzonych w jego zarządzie trzeba ten fakt nie tylko uszanować, ale również przyjąć do obowiązującej wiadomości.

W swojej „mowie końcowej” przed złożeniem rezygnacji prezes Marcin Kamiński dosyć obszernie tłumaczył jak to dobrze i profesjonalnie prowadził PZJ. Gdyby ktoś nie znał naszej związkowej codzienności, to z pewnością pomyślałby, że trzeba być niespełna rozumu, żeby zwoływać NZD w celu odwołania takiego „kryształu”.

No tak, ale by tak pomyśleć, trzeba by nie znać tego, co od 3 lat się w Związku dzieje.

Stosunek prezesa Kamińskiego do posiadania ustawowego konfliktu interesów w zasiadaniu w zarządzie jest , podobnie jak u pozostałych członków jego zarządu, po prostu kuriozalny. Panie Kamiński, czy na poważnie łamanie prawa przez inne osoby, a zwłaszcza za granicami naszego kraju ma usprawiedliwić łamanie prawa przez członków zarządu PZJ?

To, co stało się z naszą drużyną w WKKW podczas IO Paryż 2024, dobitnie pokazało, że zapisy ustawy o sporcie w kwestii konfliktu interesów są potrzebne. Bardziej klarownego przykładu nepotyzmu próżno by chyba szukać. Ale o tym w „mowie końcowej” nie było. Było za to sporo opowieści o dobrych chęciach, profesjonalizmie, 3-stopniowym systemie informatycznym obejmującym całość działania Związku i by zapewnić mu świetlaną przyszłość, o potrzebie stworzenia dodatkowego ciała zarządzającego, czyli rady nadzorczej PZJ!

Panie prezesie, a gdzie w biurze są ślady dokumentacji, na przykład założenia programowe 3-stopniowego systemu? Jeśli nie ma takich dokumentów, to oświadczenia tego typu są tylko pisaniem bajek. Muszę też jeszcze raz powtórzyć: niestety, ale z definicji PZJ nie jest przedsiębiorstwem! O radzie nadzorczej możemy więc szczęśliwie zapomnieć.

Patrycja Kaczorowska kilkukrotnie w swojej wypowiedzi podkreślała, że zna się na zdobywaniu pieniędzy. Tak, to może być najczystszej próby prawda. Przed zatrudnieniem na etacie dyrektora do spraw sportu powszechnego pobierała wynagrodzenie 650 zł brutto za każdy dzień obecności w biurze. Czy było to potrzebne, czy też nie. Podkreślała też, że jedną z jej związkowych zalet jest aktywność. Aktywność to dobre słowo. Jakie są jednak efekty tej aktywności? Internetowy sklep z licencjami i nowa inicjatywa, czyli taki sam sklep ze szkoleniami? Czy to ma naprawdę wystarczyć na 3 lata działania?

Na koniec już jeszcze jedna refleksja z oglądania relacji z NZD. Dotyczy ona prawnika z kancelarii HWW Hewelt Wojnowski Lindner i Wspólnicy sp.k. obecnego na zjeździe. Pan Mikołaj Hewelt swoją postawą i zachowaniem pokazał, że w sytuacjach, kiedy należało rozstrzygać pomiędzy oczekiwaniami członków zarządu i tym, czego oczekiwali delegaci, za każdym razem rozstrzygał na korzyść członków zarządu. Rozumiem, że był więc w istocie reprezentantem prawnym członków zarządu i to oni opłacą fakturę za tą usługę, a nie PZJ. Tak chyba będzie uczciwie.

Wątpię jednak, by tak się stało. Uczciwość, odpowiedzialność, honor, prawdomówność czy konsekwencja nie znajdują się chyba w katalogu tej ekipy …

Co zyskaliśmy po listopadowym NZD? Czy nowy prezes, Tomasz Siergiej jest odpowiedzią na oczekiwania środowiska? Czy w ogóle ma szansę na realizacje swojego programu, z którym ruszył po stanowisko prezesa?

To pytania, na które odpowiedzi nie padną od razu. Będą spływały do środowiska w postaci kolejnych sprawozdań z zebrań zarządu PZJ, kolejnych jego uchwał czy kolejnych konkursów ogłaszanych i publikowanych na internetowej stronie Związku.

Jednak jedno jest wszakże pewne: prezes Tomasz Siergiej nie jest „rycerzem na siwym koniu” czy superbohaterem rodem z amerykańskich komiksów. Działając sam, w oderwaniu od wsparcia środowiska nie posprząta „tej stajni Augiasza”.

Dobrze by było, gdyby każdy z nas czekając dzisiaj na postępy w koniecznej naprawie PZJ pomyślał jak może wesprzeć te działania.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Ta strona używa Google reCAPTCHA. Przeczytaj więcej o polityce prywatności oraz warunkach korzystania z usług.