Samooczyszczenie czy samobiczowanie?

Prezydent Europejskiej Federacji Jeździeckiej (EEF), Theo Ploegmakers niedawno powiedział:

Musimy uwzględnić dobrostan koni w ogólnej polityce. Poparcie społeczne dla sportu jeździeckiego jest coraz mniejsze, od nas zależy czy to się zmieni. Odbiór społeczny naszego sportu to gorący temat i musi być to uwzględnione w naszych działaniach. To, jak uprawiamy nasz sport i sposób, w jaki traktujemy nasze konie, będzie musiało być zgodne z normami i wartościami społecznymi.

Trudno podejmować polemikę z tymi słowami, bo nasza codzienna rzeczywistość wyraźnie pokazuje, że kwestia „społecznej licencji” na uprawianie jeździectwa zaczyna być z dnia na dzień coraz bardziej palącym problemem. Naganne reakcje sfrustrowanych kiepskim wynikiem, czy wręcz porażką jeźdźców, spotykają się dzisiaj z natychmiastową i negatywną reakcją nie tylko trybun, ale i też sędziów, a później władz narodowych i międzynarodowych federacji jeździeckich.
Niestety, reakcje tych ostatnich bardzo często wydają się być nieco dziwne, a w każdym razie, jak na dzisiejsze oczekiwania, zbyt powolne.
Oto niemal „sztandarowy” przykład:
Saga sprawy Paula Estermanna ze Szwajcarii, jeźdźca startującego na międzynarodowym poziomie w konkursach skoków przez przeszkody, rozpoczęła się w 2017 roku.
Wtedy to były luzak szwajcarskiego skoczka, Zdenek Dusek z Czech, poinformował szwajcarski magazyn Blick, że jeździec w trakcie treningów wielokrotnie znęcał się nad klaczą Castlefield Eclipse. Klaczą, która umożliwiła Szwajcarowi na dołączenie do KN tego kraju.
Estermann podczas treningów miał tak mocno bić klacz batem, że na jej brzuchu pojawiły się otwarte rany i opuchlizny.


Publikacja w magazynie kilku zdjęć wykonanych przez luzaka, na których widać było zadane klaczy rany, wstrząsnęła nie tylko jeździecką opinią Europy i Świata. Jeździec natychmiast po publikacji zrezygnował ze startów w szwajcarskiej drużynie, a na jego miejsce do ekipy powołano Janikę Sprunger z ogierem Aris CMS.
Klacz Castlefield Eclipse w 2018 roku została wycofana ze sportu, a rok później, w marcu 2019 roku, uległa wypadkowi na padoku. W jego następstwie właściciel, by oszczędzić jej cierpienia, podjął decyzję o eutanazji klaczy.

W roku 2019 prokuratura w Sursee zakończyła prowadzone dochodzenie i skierowała przeciwko Estermannowi akt oskarżenia z zarzutem wielokrotnego naruszenia ustawy o ochronie zwierząt. Sprawa rozpatrywana była przez sąd rejonowy w Willisau, który uznał winę zawodnika.
Szwajcarski skoczek nie zgodził się jednak z wyrokiem i twierdząc, że jest niewinny, złożył apelację, domagając się uznania go za „niewinnego”. Sprawa została skierowana do sądu kantonalnego w Lucernie. Ten w swoim wyroku w zasadzie potwierdził wyrok sądu w Willisau, z wyjątkiem dwóch mniejszej wagi zarzutów, od których uwolnił oskarżonego.
Estermann jednak ponownie złożył odwołanie domagając się całkowitego uniewinnienia. Sprawa trafiła do sądu federalnego, który skierował ją do sądu kantonalnego w Lucernie.
Kolejna rozprawa odbyła się w grudniu 2022 roku. I tym razem także zapadł wyrok skazujący. Po jego ogłoszeniu Estermann miał czas do 13 stycznia 2023 roku na złożenie apelacji. Ponieważ tego nie zrobił, ostatni wyrok stał się prawomocny.


W tej sytuacji Szwajcarska Federacja Jeździecka (SVPS), a dokładnie zarząd tej organizacji, działając na podstawie art. 11 ust. 3 ust. 2 Regulaminu Ogólnego (Załącznik I) szwajcarskich przepisów, natychmiast wystąpił do komisji sankcji Szwajcarskiej Federacji Jeździeckiej – SAKO, o tymczasowe zawieszenie Estermanna.


Tutaj jednak w tej historii ciąg w miarę logicznych wydarzeń został poważnie zaburzony. W lutym bowiem SAKO odrzuciła wniosek zarządu SVPS twierdząc, że „nie ma pośpiechu” w nakładaniu sankcji, bo przyczyna jest znana od 2017 roku, a decyzja SAKO w tej sprawie ma zapaść niebawem, po przeprowadzonym przez SAKO dochodzeniu.
Zarząd SVPS dyplomatycznie określił, że jest rozczarowany decyzją SAKO.
„Doceniam wysiłki SAKO, które wszczęło śledztwo przeciwko winnemu jeźdźcowi i niezwłocznie podejmie decyzję. Niemniej jednak bardzo żałuję, że SAKO zaprzecza pilności tej sprawy i nie uważa tymczasowego zawieszenia za proporcjonalne do winy” – tak skomentował tą sprawę w imieniu zarządu prezes SVPS – Damian Müller.

Warto chyba przypomnieć, że Estermann dokonał zarzucanych mu czynów w roku 2017.
Prokuratura w Sursee przez ponad rok gruntownie zbadała wszelkie okoliczności zdarzenia i w 2019 roku wystosowała akt oskarżenia. Sąd rejonowy w Willisau, a następnie dwukrotnie sąd kantonalny w Lucernie, po rozpatrzeniu wszelkich za i przeciw uznały Estermanna winnym „wielokrotnego, umyślnego okrucieństwa wobec klaczy Castlefield Eclipse”.

I w tej sytuacji SAKO opóźnia sankcję zawieszenia okrutnego jeźdźca do czasu zakończenia swojego dochodzenia! Co więcej niż wynikało z lektury akt spraw sądowych członkowie tego ciała chcieli wiedzieć? Czy mogli oni dysponować lepszymi środkami w dochodzeniu do prawdy niż szwajcarska prokuratura?
To pytania retoryczne. Zapewne członkowie SAKO nie „odkryli” żadnych nowych aspektów sprawy Estermanna. Po co więc ta demonstracja „niezależności” dochodzenia od pracy prokuratury?

Na marginesie warto chyba wspomnieć, że Estermann całkowicie „olał” dochodzenie prowadzone przez SAKO i nie pojawił się ani razu na liczne zaproszenia SAKO, ani nie udzielił żadnej odpowiedzi na postawione mu przez ten organ SVPS pytania. Choć warto tutaj dodać, że zgodnie ze szwajcarskimi przepisami nie musiał tego robić – czynność ta jest bowiem dla oskarżonego dobrowolna.

Szef SAKO, Thomas Räber, powiedział:

SAKO uważa umyślne, samolubne i agresywne zachowanie jeźdźca za rażące lekceważenie dobra konia. W związku z tym Paul Estermann został ukarany siedmioletnim zakazem startów. Ponadto musi ponieść koszty postępowania w wysokości 1200 franków.

Paul Estermann ma 20 dni, licząc od daty ogłoszenia decyzji SAKO, na złożenie w sądzie stowarzyszeniowym odwołania. Jeśli tak się stanie, sankcje dotkną Estermanna 5 lat po popełnieniu swojego barbarzyńskiego czynu!
Czy tak ma wyglądać walka o poprawę wizerunku i odbioru społecznego sportu jeździeckiego w wydaniu jednej z czołowych, europejskich federacji jeździeckich? Dodam jeszcze, że federacji, która opracowała i ponoć wdrożyła program „zero tolerancji dla łamania dobrostanu koni”.
Ploegmakers ubolewa nad faktem, że w większości odbiór społeczny jeździectwa sportowego kreowany jest dzisiaj przez ludzi z tym sportem nie związanych, nie znających jego meandrów, różnych uwarunkowań i tego co jest w nim realnie możliwe, a co nie.
Ja jednak pytam: a dlaczego miałoby dzisiaj być inaczej? W opisanej powyżej sprawie szwajcarska federacja jeździecka SVPS cierpliwie czekała 5 lat na to, by organa szwajcarskiego wymiaru sprawiedliwości (prokuratura i sądy) zakończyły swoją prace. Dopiero po uprawomocnieniu się wyroku sądu kantonalnego uruchomili swoje dochodzenie!


To chyba nie tędy droga!!! Jeśli członkowie SAKO chcieli niezależnie od działań prokuratury i orzeczeń sądu prowadzić śledztwo w tej sprawie, trzeba było to zrobić w 2017 roku! Wnikliwie zbadać sprawę i wydać sprawiedliwy wyrok. Wyrok, który wykluczył by z jeździeckiego życia osobnika, który w długim procesie dochodzenia do sprawiedliwości ani razu nie wykazał skruchy i nie przeprosił za swój występek.
A tak, Paul Estermann przez kolejne 5 lat dalej robił swoje. Trenował, startował i pewnie dalej łoił konie batem, pilnując się zapewne, żeby żaden luzak nie zrobił mu ponownie takiego psikusa jak wcześniej jego czeski pracownik.


Jeśli więc oczekujecie, że teraz, po 5 latach, ktoś będzie was chwalił za zamknięcie tej sprawy, to powiem wam, że ja taką osobą nie będę.
Będę pierwszy, który publicznie krzyknie: Panie i Panowie z SVPS – DALIŚCI CIAŁA!!! Wasza kwietniowa decyzja w sprawie Estermanna w roku 2023 jest kpiną ze sprawiedliwości, kpiną z zapewnień, że walczycie o dobry wizerunek sportowego jeździectwa i licencję społeczną dla niego!
Opisałem powyżej sprawę, jaka wydarzyła w Szwajcarii. Dlaczego to zrobiłem?
Otóż dlatego, że uważam, iż ten przykład doskonale ilustruje rozdźwięk pomiędzy deklaracjami i głoszonymi programami, a zwykłą codziennością naszego sportu. EEF i FEI oficjalnie ogłaszają uruchamianie programów, podpisują porozumienia „Memorandum of Understanding”.
Obawiam się jednak, że z tym zrozumieniem nie jest wcale tak dobrze.
Ciekawi zapewne jesteście czy taka sytuacja mogłaby wydarzyć się w Polsce?
No to przekonajmy się na kolejnym przykładzie.


Jest piątek 23 grudnia 2022 roku. Czas przedświątecznej gorączki. Na adres mailowy naszej narodowej federacji jeździeckie,j dociera korespondencja zawierająca opis przypadków, jakie rozgrywają się w pewnej prywatnej stajni w Polsce. Przypadków, które według opinii podpisanych pod tekstem około 80 osób, stanowią ewidentne przykłady znęcania się nad komi. Korespondencja mailowa zawiera również filmy ilustrujące te zdarzenia. Ponieważ do 3 stycznia 2023 roku nie było żadnej odpowiedzi na przesłaną korespondencję, osoba, która ją wysłała dzwoni do biura PZJ z pytaniem co dzieje się w tej sprawie. Dowiaduje się, że nie można było odczytać przesłanych materiałów filmowych, ponieważ link do ich pobrania był nieaktywny.


Nie ma w tym zdarzeniu żadnego przypadku. Link w aplikacji We Transfer, którą filmy przesłano, aktywny jest przez 7 dni. Po tym terminie link wygasa. Widać, że w biurze PZJ nie znalazła się ani jedna osoba, która poświęciła by chwilę czasu na ściągnięcie przesłanych materiałów.
Tymczasem 3 stycznia, zgodnie z otrzymanym w trakcie rozmowy telefonicznej instruktarzem, materiał filmowy zostaje ponownie przesłany do PZJ. Tym razem jednak jego odbiorcą jest bezpośrednio wiceprezes PZJ, pan Marcin Kamiński.


Ponieważ nadawcy informacji dalej nie mają żadnej odpowiedzi ze strony Związku, w dniu 12 stycznia 2023 roku ponownie wysyłają do PZJ maila z pytaniem czy materiały filmowe doszły i na jakim etapie jest sprawa. W imieniu prezesa otrzymują z biura PZJ krótkie potwierdzenie otrzymania informacji.
Na tym etapie sprawa dociera do mnie wraz z uwagą, że wobec braku jakiejkolwiek reakcji ze strony zarządu Związku, inicjatorzy tej akcji rozważają zainteresowanie tematem którejś ze stacji telewizji komercyjnej działającej w Polsce. Ponieważ wśród nazwisk sygnatariuszy pisma do PZJ widnieje jedno mi znajome, skontaktowałem się z tą osobą, prosząc o cierpliwość i obiecując pomoc.
Kiedy jednak kolejne dni upływają, a reakcji PZJ jak nie było, tak nie było, sfrustrowani tym autorzy pisma postanowili powrócić do pomysłu kontaktu z telewizyjnymi reporterami.
W dniu 17 stycznia przychodzi w końcu tak bardzo oczekiwana odpowiedź z PZJ.
Nie tego jednak spodziewali się autorzy pisma.


„(…) W zakresie w jaki sprawa podlega kompetencji Rzecznika Dyscyplinarnego PZJ Zarząd nie jest uprawniony do podejmowania czynności. Stąd (po omówieniu sprawy na posiedzeniu Zarządu) jeżeli w Pani ocenie doszło do naruszeń jakie znajdują się w kompetencji Rzecznika Dyscyplinarnego i mamy do czynienia z naruszeniami dyscyplinarnymi zawodnika, trenera, instruktora (…) proszę o skierowanie stosownego pisma (wymagana forma pisemna z uwagi na mające zastosowanie w tej procedurze przepisy kodeksu postępowania karego) do Rzecznika Dyscyplinarnego wraz z podaniem danych i okoliczności uzasadniających wszczęcie postępowania dyscyplinarnego oraz danych osoby składającej skargę (w tym adres do korespondencji), osoby obwinionej, świadków.
Ze swojej strony informuję że zarząd PZJ ma na uwadze prawidłowe zachowania w stosunku do naszych partnerów sportowych – koni i czego wyrazem jest powołanie komisji ds. dobrostanu 18 grudnia 2022. I te sprawę będziemy również ze swojej strony monitorować.
Pozdrawiam,
Marcin Kamiński
CEO/Wiceprezes Zarządu”

Można powiedzieć, że ta przedziwna odpowiedź zarządu Związku wywołała wśród autorów pisma wielkie poruszenie. Ta dosyć prymitywna „spychotechnika” zarządu PZJ zadziałała raczej jak przysłowiowa czerwona płachta na byka. Zdawało się, że moje apelowanie o umiar w reakcji i nie wyciągnie sprawy poza nasze środowisko nie znajdą już posłuchu.
Na szczęście jednak w niedługim czasie osoba kierująca korespondencję otrzymała taką informację:

Szanowna Pani, Pismo Pani z dnia 23 grudnia 2022 roku, było rozpatrywane przez Zarząd na pierwszym zebraniu, po wpłynięciu przedmiotowego pisma do PZJ, w dniu 11stycznia 2023 r. i zarząd podjął decyzję o jego przekazaniu do Rzecznika Dyscyplinarnego celem przeprowadzenia postępowania wyjaśniającego.
Z poważaniem
Oskar Szrajer”


No proszę! Czy mówimy o tej samej sprawie? O tym samym piśmie skierowanym do zarządu Związku 23 grudnia 2022 roku? A może mówimy o dwóch rożnych zarządach PZJ?
Jeden z nich to ten od korespondencji podpisanej przez „Marcina Kamińskiego CEO/Wiceprezesa Zarządu” , a drugi to ten od korespondencji podpisanej przez „Oskara Szrajera”.
Z tego co mi wiadomo, to jeszcze w chwili pisania tego tekstu, PZJ ma jeden skład zarządu i tworzą go: Oskar Szrajer – prezes, Kaja Koczurowska-Wawrzkiewicz – wiceprezes, Marcin Kamiński – wiceprezes, Hubert Kierznowski – członek zarządu ds. sportu wyczynowego oraz Patrycja Kaczorowska – członek zarządu d./s sportu powszechnego.


A skoro tak jest, to skąd się wzięły tak bardzo różne korespondencje w tej samej sprawie przesłane autorom pisma skierowanego do PZJ?
To bardzo ciekawe pytanie, prawda? Choć może należałoby powiedzieć, że bardziej ciekawa jest odpowiedź na nie.


W samej sprawie podnoszonej przez autorów pisma skierowanego do zarządu PZJ 23 grudnia ubiegłego roku, wydaje się, że w końcu trafiła na właściwe tory.
Rzecznik Dyscyplinarny sprawiedliwie i bezstronnie oceni czy informacje i materiały zawarte w piśmie, uzasadniają podjęcie środków dyscyplinarnych, czy być może ponad 80 osób uległo zbiorowej histerii i sprawy nie ma, a zarzuty będą oddalone.
Widzę jednak w tym pewien problem.
Otóż problemem tym jest czas. Rzecznikiem Dyscyplinarnym w PZJ jest od ostatnich wyborów pani Agnieszka Dąbrowska. Jej wyważone i rzeczowe wypowiedzi podczas wspomnianego Walnego Zjazdu Sprawozdawczo-Wyborczego każą mi wierzyć, że jest ona osobą dobrze przygotowaną do pełnienia tych obowiązków.


Ale jest to TYLKO JEDNA osoba! Czy jest ona w stanie w szybkim czasie reagować na tego typu sprawy?
Wydaje się, że obecny model związkowego „aparatu sprawiedliwości” jest zbyt anachroniczny i nie sprawdzi się ani dzisiaj, ani też jutro, kiedy to tego typu spraw będzie trafiać do Związku więcej, więcej i więcej.


Bo tak z pewnością się stanie. Kwestie poszanowania praw naszych kopytnych partnerów w sporcie jeździeckim stają coraz powszechniejsze. I po pierwsze nie ma od tego odwrotu, a po drugie obiektywnie patrząc na ten problem to bardzo dobrze, że tak to wygląda.
Aparat dyscyplinarny PZJ musi więc ewoluować w tym kierunku, żeby tego typu przypadki były bardzo szybko i bardzo uczciwie „rozliczane”. Bo jak nie zrobimy tego sami, to zrobią to za nas inni. Inni, nie dysponujący kompetencjami w zakresie hipologicznym. A wtedy o daleko idące wnioski, niosące nam „armagedon”, nie będzie trudno. I kiedy tak się stanie, płacz i żale o to, że inni zdecydowali za nas będzie już tylko żałosnym „biciem piany”.


Bo właśnie dzisiaj mamy nasze ostatnie „pięć minut”, żeby te sprawy uporządkować.
Powrócę teraz do początku mojego tekstu i powiem, że walcząc o coraz słabsze poparcie społeczne dla sportu jeździeckiego, nie możemy ograniczać się do tworzenia pięknych i brzmiących bardzo górnolotnie programów, zapraszać do wzięcia udziału w ankietach dotyczących dobrostanu koni, czy podpisywać na lewo i prawo jakieś porozumienia w tej kwestii.
To są tylko piękne gesty. Niestety, jak widać, gesty za którymi nic konkretnego się nie kryje. Za nimi jest pustka.

Powtórzę więc raz jeszcze, tak byście lepiej mogli to zapamiętać:
jeśli nie chcemy, żeby w zdarzających się niestety w naszym środowisku sprawach o znęcanie się nad końmi osądy wydawali ludzie przypadkowi, nie znający specyfiki pracy z końmi, to musimy zrobić to przed nimi sami!
Musimy pokazać światu poza jeździectwem, że jesteśmy zdolni do samooczyszczenia.
Ale jak na razie, przypadki takie jak opisany ze Szwajcarii i ten z Polski pokazują, że raczej uprawiamy samobiczowanie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Ta strona używa Google reCAPTCHA. Przeczytaj więcej o polityce prywatności oraz warunkach korzystania z usług.